Wikariusz nie wezwał karetki. Jego dziecko zmarło!!!
W jednej z poznańskiej parafii, na plebanii, urodził się martwy syn tamtejszego księdza wikariusza. Duchowny nie wezwał karetki. Zrobił to dopiero, gdy stwierdził, że dziecko nie żyje. Zdarzyło się to 24 lutego 2011 roku. Sprawę umorzono i do tej pory nie ujrzała światła dziennego. Nie informowała o niej policja, prokuratura, ani tym bardziej poznańska Kuria.
Poznaliśmy szczegóły oraz dokumenty sprawy. Rozmawialiśmy z głównymi bohaterami tej historii. Dowiedzieliśmy się, że kochanką księdza była młoda dziewczyna Agnieszka D. Poznali się na rekolekcjach. Niebawem zamieszkała na plebanii, potem zaszła z nim w ciążę.
Wiedząc, że spodziewa się dziecka, tylko raz poszła do lekarza. Na samym początku ciąży. Poród zaczął się tydzień przed terminem. Pierwsze skurcze zaczęła odczuwać ok. 20. Po pewnym czasie pojawił się ksiądz Mariusz G. Przygotował posłanie swojej dziewczynie. Potem, jak sam zeznał, zostawił ją samą i poszedł do swojego pokoju słuchać muzyki. Po kilku godzinach, nad ranem, obudziło go jej jęczenie. Zeznał, że dziewczyna krwawiła i mówiła, że może wezwałby karetkę.
- Nie zareagowałem - przyznał ksiądz na przesłuchaniu. Nie ukrywał też, że nie chciał dziecka i żył tak, jakby go po prostu nie było.
Prokuratura umorzyła jednak sprawę. Oparła się na opinii doktora Krzysztofa Kordela, medyka sądowego z Poznania. Co prawda najpierw ustnie stwierdził, że niewezwanie karetki stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla życia. Ale na ponownym przesłuchaniu powiedział z kolei, że szanse na uratowanie dziecka w szpitalu byłyby nikłe. Bo dziecko miało mieć węzeł pępowiny. Biegły mówi, że nie ma sprzeczności w jego zeznaniach i podtrzymuje wszystko, co powiedział.
Prokuratura nie zapytała o zdanie żadnego eksperta od ginekologii, choć ci mówią, że dziecko miało szanse na przeżycie, a węzeł pępowiny nie jest wyrokiem śmierci dla noworodka.
Sprawę umorzono. Kuria “ukarała" księdza przeniesieniem z parafii do klasztoru pod Ostrów Wielkopolski. Obecnie pracuje jako misjonarz na Ukrainie. Gdy dzisiaj zapytaliśmy poznańską Kurię o księdza Mariusza usłyszeliśmy, że prokuratura umorzyła postępowanie, a poza tym jest to wewnętrzna sprawa Kościoła.
Źródło: GłosWielkopolski.pl
W jednej z poznańskiej parafii, na plebanii, urodził się martwy syn tamtejszego księdza wikariusza. Duchowny nie wezwał karetki. Zrobił to dopiero, gdy stwierdził, że dziecko nie żyje. Zdarzyło się to 24 lutego 2011 roku. Sprawę umorzono i do tej pory nie ujrzała światła dziennego. Nie informowała o niej policja, prokuratura, ani tym bardziej poznańska Kuria.
Poznaliśmy szczegóły oraz dokumenty sprawy. Rozmawialiśmy z głównymi bohaterami tej historii. Dowiedzieliśmy się, że kochanką księdza była młoda dziewczyna Agnieszka D. Poznali się na rekolekcjach. Niebawem zamieszkała na plebanii, potem zaszła z nim w ciążę.
Wiedząc, że spodziewa się dziecka, tylko raz poszła do lekarza. Na samym początku ciąży. Poród zaczął się tydzień przed terminem. Pierwsze skurcze zaczęła odczuwać ok. 20. Po pewnym czasie pojawił się ksiądz Mariusz G. Przygotował posłanie swojej dziewczynie. Potem, jak sam zeznał, zostawił ją samą i poszedł do swojego pokoju słuchać muzyki. Po kilku godzinach, nad ranem, obudziło go jej jęczenie. Zeznał, że dziewczyna krwawiła i mówiła, że może wezwałby karetkę.
- Nie zareagowałem - przyznał ksiądz na przesłuchaniu. Nie ukrywał też, że nie chciał dziecka i żył tak, jakby go po prostu nie było.
Prokuratura umorzyła jednak sprawę. Oparła się na opinii doktora Krzysztofa Kordela, medyka sądowego z Poznania. Co prawda najpierw ustnie stwierdził, że niewezwanie karetki stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla życia. Ale na ponownym przesłuchaniu powiedział z kolei, że szanse na uratowanie dziecka w szpitalu byłyby nikłe. Bo dziecko miało mieć węzeł pępowiny. Biegły mówi, że nie ma sprzeczności w jego zeznaniach i podtrzymuje wszystko, co powiedział.
Prokuratura nie zapytała o zdanie żadnego eksperta od ginekologii, choć ci mówią, że dziecko miało szanse na przeżycie, a węzeł pępowiny nie jest wyrokiem śmierci dla noworodka.
Sprawę umorzono. Kuria “ukarała" księdza przeniesieniem z parafii do klasztoru pod Ostrów Wielkopolski. Obecnie pracuje jako misjonarz na Ukrainie. Gdy dzisiaj zapytaliśmy poznańską Kurię o księdza Mariusza usłyszeliśmy, że prokuratura umorzyła postępowanie, a poza tym jest to wewnętrzna sprawa Kościoła.
Źródło: GłosWielkopolski.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz